18 sie 2008

Brant Bjork - Punk Rock Guilt (2008)

Na okładce jest tylko on. Stoi i patrzy zza ciemnych okularów. Wygląda, jakby rzucał komuś wyzwanie. Pytanie, komu? Odpowiedź na nie jest ukryta w tytule. Wina punk rocka, co to może znaczyć?

Pojęcia tego wielokrotnie używał Josh Homme mówiąc o kyussie i o samym Brancie. Według niego, wina punk rocka polega na chęci bycia niezależnym, elitarnym oraz bardziej przyziemnie na niechęci do przyjmowania wymiernych korzyści za swoją sztukę, muzykę. Brant się z tym nie zgadza. Dla niego punk rock, czyli „robienie własnych rzeczy, jak się chce, i z własnych powodów” jest czysty, a JHo nie tyle się sprzedał, ile nie chce się przyznać, że zależy mu na sławie i pieniądzach. Tytuł więc rzuca wyzwanie Joshowi.

Album otwiera Lion One, pierwotna wersja Lion Wings z Somera Sól. Pierwotna, bo Brant nagrał Punk Rock Guilt w grudniu 2005 roku, a dopiero teraz stwierdził, że nadszedł czas, by „uwolnić bestię". Ta wersja jest bardziej pustynna i dużo dłuższa, bo Brant pozwolił sobie na smakowity jam, rozciągając ją do dziesięciu minut. Nie ma też dęciaków, które zaczynają Lion Wings. Ale to tylko detal. Ta wersja różni się przede wszystkim „zawartością” pustyni, której tu jest zdecydowanie więcej. Jest piach, przybrudzone brzmienie, wszystko, czego fan desert rocka może sobie zażyczyć.

Kilka kawałków jest zdecydowanie funkujących, w stylu Brant Bjork & the Operators, ale nie tracą przy tym swoich pustynnych walorów. Taki Dr. Special mógłby znaleźć się spokojnie na The Uplift Mofo Party Plan RHCP, gdyby ci wynieśli się z L.A. na pustynię. Tłusty, funkowy groove prowadzi też Shocked by the Static i This Place (Just Ain’t Our Place).

Utwór tytułowy Brant nagrał w 2007 roku jako the Right Time i umieścił na Tres Dias. Zabawne, że tam ta piosenka nie wyróżniała się, była trochę w cieniu Love Is Revolution czy Messengers. Ta wersja to zupełnie inna para kaloszy. Kopie tyłek straszliwie, przejeżdża jak walec. Mogę jej słuchać cały dzień, nie nudzi się, tylko za każdym razem coraz bardziej energetyzuje, od razu chce się wziąć w łapska gitarę i grać. Tekst oczywiście skierowany jest do Josha.

Drugą piosenką, w której Brant wyraźnie zwraca się do byłego kumpla z zespołu jest Born to Rock. Piękna, słodko-gorzka kompozycja. Chyba w niej najbardziej zbliżył się do tego, co robił w kyussie, mimo że nie ma tu takich riffów, jak w Gardenii czy Green Machine. Nie, tu jest coś, co słychać w drugiej części Whitewater, najdroższej sercu Branta piosence kyussa. Jest tu cała, skąpana w słońcu pustynia. Mniej radosna niż Yawningmanowa, nie tak tajemnicza, jak Ten East i Unidy. Nie, to pustynia, która siedzi w Brancie od urodzenia, którą słychać w kyussie.

Born to Rock jest gorzkie, bo Brant śpiewa o swoim życiu i o Joshu, który nie potrafi go zrozumieć, a przecież kiedyś byli sobie tak bliscy. Słodkie, bo jest delikatna i wyciszająca.

Plant Your Seed mogłoby się znaleźć na Saved By Magic, pierwszej płycie BB z Braćmi. Jest monotonny riff, skanowane słowa, jest fuzz. A na koniec jeszcze jeden długaśny, transowy jam, czyli Locked and Loaded, przypominający troszeczkę dokonania Neila Younga z Crazy Horse. Troszeczkę, bo podobieństwo jest podejściu, a nie brzmieniu.

Punk Rock Guilt jest zdecydowanie najlepszą solową płytą Branta, łączy w sobie najlepsze cechy jego poprzednich płyt. Nie zaskoczył jakimiś zmianami stylu, tylko zagrał wszystko na 1000%. Jeśli to ma być wina punk rocka, to niech BB nadal będzie winny i elitarny. Jedna z płyt roku, kto wie, może właśnie ta najlepsza.

 Ściągamy stąd
 Kupujemy tu
 

Brak komentarzy: