Choć pochodziła z zamożnej rodziny, w wieku 17 lat uciekła z domu i zamieszkała w squacie. Złe towarzystwo, alkohol, narkotyki. Dodatkiem ekstra, choć niekoniecznie prawdziwym, do jej biografii są wzmianki o kradzieżach samochodów i wąchaniu kleju. O kim mowa? O Alison Goldfrapp, 1/2 angielskiego duetu Goldfrapp.
Przed spotkaniem z Willem Gregorym, Alison wiodła dość burzliwe życie, niekoniecznie spełniając się zawodowo (wówczas jej kariera stanowiła głównie występy gościnne u innych gwiazd, m.in. Tricky'ego). Współpraca z tak ekscentryczną kobietą mogłaby wydawać się bardzo trudna, jednak efekty podziwiamy wszyscy - i możemy śmiało przyznać, że panu Gregory'emu udało się "poskromić złośnicę".
Pierwszym wspólnym kawałkiem Willa i Alison był "Human". Powstał jeszcze zanim duet zaczął myśleć o nagraniu wspólnej płyty. Piosenka w ostatecznym brzmieniu spokojnie mogłaby promować film o agencie 007. W pięknym, hipnotyzującym klimacie zatopić się można dzięki takim utworom jak "Pilots" czy "Lovely Head" (utwór otwierający płytę i promujący ją jako pierwszy singiel, esencja tego, co w krążku najlepsze). Na płycie znajduje się dziewięć kawałków i nie wydaje mi się zasadne pisanie o każdym z osobna. Na pewno warto zwrócić uwagę na "Felt Mountain" i "Utopia". W "Utopii" istotną rolę gra syntezator i tej roli należałby się muzyczny odpowiednik Oscara. "Felt Mountain" to z kolei popis najlepszego instrumentu na całej płycie - głosu Alison Goldfrapp.
Album jest zmysłowym koktajlem dźwięków: od nieco niepokojących (duchy?) do tych rozbudzających wyobraźnię. To, co się dzieje na tej płycie, jest na tyle trudne do ogarnięcia i opisania, że ciężko jakoś zgrabnie podsumować całość. Jeśli jednak miałabym opisać "Felt Mountain" w kilku słowach, użyłabym określeń: marzycielska, elektroniczna, filmowa (bajkowa? ale to byłaby taka bajka dla dużych dzieci). Recenzenci uwielbiają porównywać tą płytę z dokonaniami Portishead, ale wynika to chyba z przymusu włożenia każdego artysty do odpowiedniej szufladki.
Brytyjski duet Goldfrapp kojarzony jest przede wszystkim z przebojowymi utworami z płyty "Supernature", utrzymanymi w duchu lat 80 - "Number One", "Ooh La La" i tak dalej. Stały się znakiem firmowym zespołu, choć w świetle chociażby "Felt Mountain", nie są to dokonania wybitne. Dlatego też radzę zapoznać się z tą płytą, aby przekonać się, że Goldfrapp świetnie sprawdza się nie tylko na parkiecie, ale także gdy na przykład chcemy po tych szaleństwach na dancefloorze odpocząć. Miłego!
Ściągnij: http://rapidshare.com/files/126643506/Goldfrapp_-_Felt_Mountain.rar
Kup: http://merlin.pl/Felt-Mountain_Goldfrapp/browse/product/4,268697.html
21 sie 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
3 komentarze:
Dziwne to to ; ) Ale poslucham jeszcze raz.
Nie przepadam zbytnio za Goldfrapp. Ta laska to taki wannabe-oh-so-fuckin'-Roisin-Murphy rip off pod względem stylu.
Ta płyta jest zupełnie inna niż dokonania Roisin. No a Goldfrapp to właściwie nie laska tylko Goldfrapp i Will;)
Prześlij komentarz