2 sie 2008

Nine Inch Nails - The Slip (2008)


Na początku bóg stworzył teksty. Wszystko inne było bezładem wymagającym odsłuchania i mnóstwa pracy, ale duch boży czuwał nad sprzętem. Tak upłynął wieczór i poranek-dzień pierwszy.
A potem bóg rzekł: "Niech zadziała konsoleta mikserska i sequencer, żeby mogły się godnie połączyć wszystkie ślady w jeden sygnał stereofoniczny, tak by je ominęły błędy aranżacyjne i loudless war". I tak upłynął wieczór i poranek - dzień drugi.
A potem bóg rzekł: "Niech w gotowości staną korektory, kompresory i limitery dźwiękowe". A gdy tak się stało ukończył mastering, po którym wiedział, że wszystko co stworzył jest dobre. I tak upłynął itd. - dzień trzeci.
A potem bóg przekręcił do Roba Sheridana i wzięli się za artworka. I powstały obrazki, (najpierw do znalezienia w przepastnej sieci, później na kartach książeczki dołączonej do fizycznego wydania albumu), aby cieszyły oko fana. A wiedział bóg, że były dobre.I tak upłynął dzień czwarty.
A gdy bóg ukończył swe dzieło w dniu 5 maja 2008 wrzucił je na www.nin.com i napisał: "Click HERE to get the new full-length nine inch nails record: The Slip, (thank you for your continued and loyal support over the years - this one's on me)", po czym dodał: "we encourage you to remix it, share it with your friends, post it on your blog, play it on your podcast, give it to strangers, etc."

Tak oto , po dwóch miesiącach od ukazania się na rynku Ghost I-IV, Trent Reznor, założyciel i jedyny stały członek Nine Inch Nails, obdarował swoich fanów nowym albumem, dostępnym za darmo pod wspomnianym już adresem. Co prawda fizycznie niedotykalnym, ale w 4 formatach do wyboru, a od 22 lipca dostępną na Amazonie, limitowaną edycją do przytulania przed snem oraz w wersją winylową płyty do kupienia tutaj: http://www.amazon.com/exec/obidos/ASIN/B001B71NOI/echthesou-20 http://www.amazon.com/exec/obidos/ASIN/B001B71NPC/echthesou-20

Efekty kilkudniowego maratonu są średnie. Nad całym wydawnictwem unosi się przyjemny zapaszek poprzednich produkcji, czasem tylko jest on zbyt intensywny. Intro daje nadzieję, wyłaniający się z niego 1, 000, 000, 000 jej nie odbiera. Pierwsza zwrotka wita słuchacza dobrze znanym i lubianym, aczkolwiek niekoniecznie chętnie słyszanym po raz kolejny, "hands and knees" z With Teeth. Prawdziwy pesymizm pojawia się dopiero przy okazji kolejnego utworu, jak na razie jedynego singla - Discipline - obecnego w eterze już w czasie nagrywania albumu. W stylu Only, tyle, że brzmi gorzej. Dark masochist - disco pojawia się, jak dla mnie, ni z gruszki ni z pietruszki. Nie ukrywam, że dopiero dzięki nagraniu z rehearsale udało mi się zaakceptować dyscyplinkę: http://pl.youtube.com/watch?v=fQe2Eo8NwM4
Na domówkę idealne, w polskich klubach raczej nie będzie nam dane go usłyszeć. Głównie ze względu na całą resztę, która nie pozwala zakwalifikować albumu na inną półkę niż industrial rock, a przecież tam dj'e zaglądają rzadko. Przyjemnym akcentem jest Echoplex z automatem perkusyjnym i zabójczo uroczym 'oh lalalalala' w tle. Head Down to po pierwsze brudne, elektroniczne wstawki, ociekające tłustym brzmieniem gitary nowego-starego kumpla Reznora z NIN, pana Robina Fincka (powrót po przerwie). Po drugie: agresywny wokal w zwrotce, który pozwala liczyć na wrzask w refrenie. Tutaj można się przekonać o tym, jak łatwo się przeliczyć, bo zamiast wrzasku słyszymy The Line begins to Blur. Nie zmienia to faktu, że HD jest świetnym, wypełnionym masą energii numerem. Mimo to polecam Letting you na poranny rozbudzacz. Jeśli on wam nie da kopa na początek dnia, proponuję nie wstawać z łóżka tylko włączyć Lights in the Sky. Szeptano-śpiewany utwór w klimacie stillowym sprawdza się też wieczorową porą. Jest niewyraźnie, smętnie, pięknie. Poza tym stanowi on idealny wstęp do Corona Radiata, która jest perełką. Interpretacja tytułu dowolna (wieniec promienisty otaczający komórkę jajową przed zapłodnieniem/korona słoneczna/część istoty białej mózgu), i tak ambientowe brzmienie przenosi w inny wymiar na 7.33 min. Uwaga: pojawiają się skojarzenia z filmami Lyncha. Takim soundtrackiem by na pewno nie pogardził. Kociaki robią wrażenie. Następny w kolejce czeka na nas instrumental The Four of us are Dying . Nie ma co się rozpisywać: słuchać za dnia i SŁUCHAĆ nocą. Klimatyczne. Kończący wszystko Demon Seed ma w sobie coś, co urzeka i powala na kolana. Nie wiem czy to ta przesterowana gitara, perkusja czy tekst, ale zakochałam się od pierwszego usłyszenia.

Podsumowując, skład Reznor, Finck, Cortini i Freese zafundowali nam przyzwoite Halo 27, momentami brudne, w gruncie rzeczy grzeczne. Szkoda, że zaledwie dziesięć utworów w sobie mieści. Bóg trzyma poziom, a to co powiedział o swoim dziele jest ważniejsze od każdej recenzji jaka powstała i kiedykolwiek powstanie:
The Slip is what it is - it's not The Fragile or YZ or anything else. The songs are in the order they are because that's the way I wanted it to be. It was done the way it was done because that's the way I wanted it to be. When every record I've done comes out, a chorus of naysayers appear bitching about it not sounding like what they expect it to. The record has been out for what, four days now? If you don't like it, don't listen to the fucker.

4 komentarze:

kalliope pisze...

...i módlmy się do Niego ^^ i składajmy Mu dzięki!

Zibi pisze...

Taka srednia ta plyta, bez rewelacji.

szeregowa_glonojad pisze...

The Fragile czy TDS to nie jest, ale ja tam jestem usatysfakcjonowana...^^Dla paru utworów choćby warto ją znać/mieć

Pan Totencham pisze...

Cóż, Reznor jest teraz lepszym biznesmenem niż artystą, ale nie można mu mieć tego za złe. Skończył i tak lepiej niż babcia Madonna, która od ponad 10 lat miast wyznaczać trendy, podąża za nimi czy chociażby Manson, którego ostatnia płyta nie zasługuje na dyskusję jakąkolwiek. I Ghosts, i The Slip to dość porządny materiał, trzyma się to jakoś kupy i generalnie nie ma się chłopak czego wstydzić.