Płyta w całości powstała za oceanem, została bardzo dobrze przyjęta przez publiczność amerykańską co zaowocowało występami w tak legendarnych miejscach jak np. Medison Rock Theatre. Jednak konsumpcyjne podejście rodaków do muzyki zniechęciło młodego muzyka. Sprzedał, więc wszystko co miał i oddał schronisku dla bezdomnych. A potem przywiało go do Polski, gdzie zakochał się w Krakowie i osiedlił się na stałe. Postanowił też wydać ‘A Love of the Sea’ wierząc, że wrażliwy polski słuchacz przyjmie jego dzieło bardziej świadomie. Rayan jest również fotografem, wszystkie zdjęcia są jego autorstwa, łącznie z piękną okładką, która według mnie wyraża wszystko co można znaleźć na płycie – melancholię tekstów, mgliste melodie i muzyczną ciszę.
Piosenki utrzymane są w senno-wolnym tempie i głos Rayana rzadko się wybija. Teksty traktują o miłości – no bo o czym innym? Spotkałam się z określeniem ‘A Love of the Sea’ jako koncept albumem i muszę się tym zgodzić. Pięknie wydany krążek, bez zbędnych fajerwerków nic tylko słuchać. Nie będę rozdrabniać się i opisywać każdego kawałka po kolei (zresztą, czy bym potrafiła?). Dla mnie ten album stanowi niejako całość, każda piosenka niezauważalnie przechodzi w drugą. Jest jednak kilka kompozycji bardziej zapadających w pamięć – instrumentalne Between the Sky and the Sea, tytułowe i otwierające płytę A Love of the Sea, Trail to the Dust oraz piękne zakończenie A love to the Sky.
Let me introduce you to the End jest obecnie w trasie
4 komentarze:
Ale syf narobilas.
Mam tą płytę w oryginale nawet :). No i byłam raz na koncercie, bardzo przyjemne było. Ale to płyta na jesień, więc w sumie od dawna już jej nie słuchałam. No i po paru razach w kółko zaczyna się nudzić. Ale wkrótce wrócę do niej na pewno.
oj, przepraszam za syf noo ;'(
i faktycznie dużo jej słuchać nie można, ale tak żeby klimat załapać to jest jak znalazł. Bardzo jestem ciekawa koncertu, wybieram się właśnie na jesieni
i mnie ciągniesz ze sobą...myślę, ze przesłucham..jutro;)
Prześlij komentarz